Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej Żak (Skawa Wadowice): Zaliczka z jesieni nie uśpiła naszej czujności, a chłopcy prawidłowo reagują w ekstremalnych sytuacjach

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Maciej Żak po przejęciu Skawy Wadowice odmienił mentalność jej zawodników i efekty tego są widoczne w tabeli
Maciej Żak po przejęciu Skawy Wadowice odmienił mentalność jej zawodników i efekty tego są widoczne w tabeli Fot. Zbiory klubu
Rozmowa z MACIEJEM ŻAKIEM, trenerem piłkarzy Skawy Wadowice, będącej liderem wadowickiej piłkarskiej klasy A.

Czy runda wiosenna jest trudniejsza od jesiennej, skoro rozpoczynaliście ją z 12 punktami przewagi nad konkurencją?
Na pewno pokaźna zaliczka daje komfort gry, ale z drugiej strony trzeba uważać, żeby nie uśpiła czujności chłopców. To dlatego jest dla nas takim samym wyzwaniem, jak pierwsza, kiedy ruszaliśmy w drogę po mistrzostwo w rywalizacji terenowej i awans do klasy okręgowej. Muszę cały czas utrzymać zespół „pod parą”.

Mimo, że w pierwszych siedmiu kolejkach wiosny zanotowaliście dwa remisy, to jednak przewaga nad konkurencją wzrosła do 15 punktów, czyli widać, że zabiegi utrzymania zespołu na wysokich obrotach zdają egzamin. Ostatnio wygraliście w Krzeszowie z Żurawiem 2:1.
Skawa się potknęła, jeśli tak można nazwać remisy w Brzeźnicy 0:0 i w Inwałdzie 2:2. Jednak zespoły będące tuż za nami także gubią punkty, dlatego nasza przewaga wzrosła. Jeśli po wygranej w Krzeszowie udałoby nam się wygrać pięć spotkań z rzędu, to nasz awans do klasy okręgowej stanie się faktem na pięć kolejek przed zakończeniem sezonu. To byłby wielki wyczyn, zwłaszcza, że Skawa po raz ostatni awansowała na wyższy szczebel z pierwszego miejsca w 2002 roku. To już epoka. Później, owszem, zdarzały się awanse w wyniku reorganizacji rozgrywek i powoływania nowych lig, ale to nigdy nie było z pierwszego miejsca. Powtarzam moim młodym zawodnikom, że piszą piękną kartę w historii klubu. Jeśli jeszcze kolejne obostrzenia będą luzowane w związku ze spadającą liczbą zachorowań na koronawirusa, to kibice wrócą na stadiony i będzie można świętować awans przy godnej oprawie. To jednak melodia przyszłości. Na razie skupiamy się na najbliższym meczu. Taka strategia zdaje egzamin.

Który z wiosennych remisów był trudniejszy dla Skawy?
W Brzeźnicy mieliśmy kilka sytuacji i zabrakło nam gola otwarcia. Z kolei w Inwałdzie zespół po raz pierwszy znalazł się w ekstremalnej sytuacji, bo przegrywał 0:2. Tak niekorzystny rozwój wypadków zdarzył nam się pierwszy raz w sezonie, dlatego cieszę się z tego punktu, który miał dla mojego zespołu także wymiar psychologiczny.

Remis w Inwałdzie był dla pana jako trenera także cenny z innego powodu...
Wyrównującego gola zdobył dla nas Szymon Wiktor. To zaledwie 16-letni chłopiec, który jeszcze osiem miesięcy temu grał w trampkarzach, a teraz, już jako junior, został włączony do kadry pierwszego zespołu i potrafił wejść na boisko w trudnym momencie bez żadnej tremy. Mówiłem przed sezonem, że naszym celem jest nie tylko awans do klasy okręgowej, ale ogrywanie wychowanków w pierwszym zespole już pod kątem przyszłych rozgrywek. Im szybciej matematycznie utniemy konkurencji możliwość spekulacji odnośnie awansu, to młodzież będzie dostawała coraz więcej szans pokazania się na boisku. To zupełnie naturalne.

Jak poradzicie sobie z zabójczym - jak na amatorski szczebel – tempem rozgrywek?
Dla trenera jest to wyzwanie, żeby zespół grał na równym poziomie, mając do 30 czerwca tylko dwie wolne środy, a tak, to pozostaje nam rozgrywanie dwóch meczów w tygodniu. Jak już powiedziałem, dla poszerzenia kadry włączyłem do niej grupę najzdolniejszych juniorów. Poza tym, muszę przyznać, że nasze przygotowania do wiosny przewyższały standardy obowiązujące w klasie A. Skoro pracowaliśmy na wyższym poziomie, mogę liczyć się z tym, że przy zabójczym tempie rozgrywek uda nam się uniknąć kontuzji mięśniowych, wynikających najczęściej z niedostosowania przygotowań do tempa rozgrywek. Oczywiście trudno przewidzieć urazy wynikające z ferworu walki na boisku. Mam nadzieję, że będą nas omijać szerokim łukiem?

W klasie A jest aż taka „młócka”?
Wiadomo, że każdy spręża się na lidera. O ile jesienią jeszcze zdarzały się zespoły, które chciałby z nami grać w piłkę, to już wiosną każdy rywal ogranicza się do „murowania” własnej bramki i szukania szczęścia w kontrze. Trzeba jak najszybciej skruszyć te „mury” szybkim golem, bo każda upływająca minuta sprawia, że „mury” rywali pną się do góry, czyli rośnie w nich motywacja, że mogą coś z nami ugrać. Poza tym, u siebie, na dużym boisku, można pograć piłką. Na wyjazdach, kiedy często boiska są w gorszym stanie niż w Wadowicach, mecze przypominają „młóckę”. Każdy zespół chce być tym pierwszym, który w tym sezonie pokona Skawę. Po pięciu kolejkach wiosny nie znaleźliśmy pogromcy, notując na koncie jedynie cztery remisy w całym sezonie. Gdyby tak udało nam się przejść przez ligę bez porażki, to byłby już wyczyn. A przypominam sobie, jak przed jesienią, przejmując zespół mówiłem o walce o awans, to wielu pokazywało mi palcem na czoło. Pierwszym krokiem była zmiana mentalności. W futbolu nie ma rzeczy niemożliwych. Chłopcy w to uwierzyli i myślę, że jeśli wyrwiemy się z lokalnych opłotków, to będzie o nas głośno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wadowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto