Właściciel traktuje nas jak szczury

Kilka metrów stąd w kamienicy po drugiej stronie ulicy urodził się i mieszkał Karol Wojtyła. Jednak na wskazania moralne późniejszego papieża zdają się być głusi właściciele kamienicy przy ulicy Wojtyłów 7 . Zamiast naprawić usterki w zarządzanej przez siebie kamienicy, pozbawili lokatorki pieców.

- Trzęsiemy się z zimna. Miano kominy naprawić, a tymczasem rozebrano piece i zamurowano wloty do kominów - mówią zgodnie trzy starsze panie, które w tym miejscu mieszkają od lat. Dwie mają już dobrze po siedemdziesiątce, a jedna przekroczyła sześćdziesiąt lat, ale ma reumatyzm i choruje na gościec. Ponadto wszczepiono jej endoprotezy.

- Po ścianach kamienicy leje się woda, w mieszkaniu jest wilgoć, ale muszę tu zostać, bo nie mam gdzie pójść. Zresztą nie byłoby mnie stać na wynajęcie czegoś innego - mówi Grażyna Kudela. Jak przekonuje, żyje tylko cudem, bo niedawno się zaczadziła. Pogotowie zabrało ją do szpitala w Krakowie, gdzie ledwie ją odratowano. Jej sąsiadki też były podtrute. Doszło do tego, mimo że poprzednia właścicielka kamienicy, wiedząc, w jak złym stanie są kominy, zaopatrzyła lokatorki w czujki czadu. Te jednak nie zadziałały. Być może wyczerpało się w nich zasilanie.

W lutym ubiegłego roku kominy sprawdzał mistrz kominiarski Władysław Adamczyk. W opinii napisał: „Przewody kominowe należy wyremontować, są nieszczelne na przegrodach. Piece kaflowe są wypalone”.

Z kolei w protokole z przeglądu instalacji elektrycznej czytamy, że instalacja wykonana jest niezgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami: „Brak ochrony przeciwpożarowej w całym budynku. Liczne usterki wynikające z długoletniego użytkowania zagrażają życiu oraz zdrowiu”. Sporządzający ten dokument Antoni Świątek podkreślił, że instalacja wymaga całkowitej modernizacji.

Na podstawie tych opinii powiatowy inspektor nadzoru budowlanego uznał, że nieprawidłowości stanowią poważne zagrożenie dla życia, zdrowia i mienia mieszkających tam kobiet. Nakazał właścicielom budynku ich naprawienie po konsultacji z konserwatorem zabytków, gdyż jest to budynek zabytkowy.

Właściciele zamiast wziąć się do roboty, zamurowali kominy i usunęli piece. Instalacją elektyczną nie zajęli się wcale.

- Te panie mogą grzać piecykami elektrycznymi albo wyprowadzić się stamtąd - mówi Monika Czarny, współwłaścicielka kamienicy. Dodaje, że proponowała kobietom mieszkania zastępcze.

Lokatorki odpowiadają, że zawieziono je do Tomic, pokazano suterenę z kratami w oknach. - I nikt nam nie gwarantuje ani wysokości czynszu, ani tego, że za chwilę nie każą się wyprowadzać - mówi Zofia Sumera.

Kobiety są załamane, bo muszą żyć w zimnie. Nie będzie ich stać na opłacenie rachunku za prąd za grzejniki. - Zresztą instalacje tego nie wytrzymają - podkreśla Elżbieta Ziemba. Wszystkie czekają na eksmisję, a tylko pani Ela ma przyznane prawo do mieszkania socjalnego. Z tym, że magistrat nie ma lokali. I tak więc musi tu mieszkać.

Kobiety zawiadomiły prokuraturę i Stowarzyszenie Obrony Lokatorów. Liczą, że ktoś im pomoże.