Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polka uciekła z Pakistanu do Wadowic z siódemką dzieci. W Polsce "klepała" biede. Ludzie im pomogli

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Dzieci Urszuli mogły liczyć na pomoc dobrych ludzi. W Pakistanie zostawili wszystko, co mieli
Dzieci Urszuli mogły liczyć na pomoc dobrych ludzi. W Pakistanie zostawili wszystko, co mieli Wadowickie KOŁO ZDR3+
Jak to jest wychowywać siedmioro dzieci i mieć na koncie 22 złote? Ja wiem - mówi Urszula. Kilka tygodni temu uciekła z dziećmi z Pakistanu, po tym, gdy jej mąż, pakistańczyk, zaginął w czasie lokalnych zamieszek w tym kraju. W Polsce nie miała za co żyć i czym wykarmić swoje pociechy. Pomogli jej dobrzy ludzie.

Ula przez wiele lat mieszkała ze swoim mężem w Pakistanie, niedaleko stolicy. Para, która poznała się w Europie, wyjechała do Azji i, mimo wielu różnic kulturowych( ona jest katoliczką a on muzułmaninem. Dzieci gdy dorosną, same mają wybrać wyznanie, które im odpowiada) stworzyła tam udane małżeństwo, którego owocami jest aż siedmioro dzieci. Pociechy pani Uli są w wieku od 5 do 13 lat.

Polka czuła się tam dobrze, bo, jak wyjaśnia, mieszkańcy Pakistanu potrafią cieszyć się życiem, są niezwykle uprzejmi i pełni godności.

Sielanka tej rodziny skończyła się jednak we wrześniu tego roku. Wybuchły wtedy lokalne zamieszki. Partner Uli, choć do końca nie wiadomo jak się tam znalazł, został postrzelony podczas walk, po czym wszelki słuch o nim zaginął.

Nikt nie wie co się z nim dzieje i gdzie teraz jest. Bardzo się o niego martwię, ale naprawdę bardzo trudno się czegoś dowiedzieć. W okolicy zrobiło się wtedy bardzo niebezpiecznie, mnie i dzieciom zagrażała utrata życia

opowiada kobieta.

Ula postanowiła ratować życie swoje i dzieci. Uciekła z domu nie zabierając niczego, bo na to po prostu nie miała czasu. Po tygodniu ukrywania się przed prześladowcami u znajomych, dotarła do ambasady RP w Islamabadzie.
Dzięki temu, że zarówno ona, jak i jej dzieci, mają obywatelstwo Polskie, rodzina otrzymała schronienie i trochę odzieży. Pracownicy ambasady zorganizowali też dla nich dokumenty i bilety lotnicze, potrzebne, by móc powrócić do kraju. Tym sposobem Ula wróciła do rodzinnych Wadowic.

Tak naprawdę wróciłam tu do jedynej osoby, którą miałam w Polsce, do mamy

- opowiada Ula.

Jej matka, choć szczęśliwa, że mogła przygarnąć pod swój dach córkę i wnuki po latach rozłąki, nie była jednak w stanie zapewnić im podstawowych potrzeb.

Joanna, matka Urszuli jest przewlekle chora, nie może pracować a sama ma jeszcze na utrzymaniu trójkę dzieci. Partner Joanny pracuje natomiast tylko dorywczo i aktualnie jest jedynym żywicielem rodziny. Na dodatek z powodu pandemii koronawirusa nie zarabia zbyt wiele.

Czy wiecie jak to jest wychowywać siedmioro dzieci i mieć na koncie tylko 22 złote? Ja wiem

- wzdycha Urszula, bo ostatnio tylko tyle zostało im pieniędzy, by utrzymać trzy dorosłe osoby i, w sumie, dziesięcioro dzieci.

Dzieci nie miały ani artykułów szkolnych, ani ubrań, nawet butów. Rodzinie brakowało też żywności a nawet środków czystości.

Ich sytuacja była tragiczna. do tego ten koronawirus wszędzie i ciężko było coś załatwić

przyznaje znajoma Urszuli. Gdy rząd nakazał uczniom naukę zdalną, to okazało się, że będą potrzebne jeszcze dodatkowo komputery z internetem.

W końcu jednak udało się znaleźć pomoc

Ulę z dziećmi otoczyło opieką Wadowickie Koło Związku Dużych Rodzin. To prężnie działająca w tym mieście grupa rodziców, znających z autopsji kłopoty z wychowywaniem tak licznego potomstwa.

Koło błyskawicznie zorganizowało zbiórkę przedmiotów niezbędnych uciekinierom wśród mieszkańców Wadowic i okolicznych miejscowości a nawet z Krakowa.

Mieszkanka Choczni dostarczyła łóżka, kołdry, poduszki, pościel oraz naczynia. Małżeństwo z Andrychowa załatwiło sprzęt komputerowy dla dzieci. Na dodatek dzieci muszą nauczyć się języka polskiego od podstaw. Do tego potrzebne są jeszcze ubrania, w tym zimowe i buty. Pomagali też internauci z facebookowej grupy "Kraków - oddam za darmo" ale i krakowski oddział Caritasu.

Pani Kasia oddała swoją kuchenkę i pralkę a zakonnica ze Świetlicy Jana Pawła II w Wadowicach przekazała rowerek dla jednej z córek Urszuli. Inne małżeństwo: Agnieszka i Piotr umożliwiło transport tych wszystkich rzeczy do Wadowic.

Akcja pomocy trwała niecały tydzień i, jak widać, zakończyła się sukcesem, a to jeszcze nie koniec. Do końca listopada trwać jeszcze będzie zbiórka na portalu zrzutka.pl. Tu, z potrzebnych 10 tysięcy złotych, uzbierano już ponad połowę tej sumy.

Nie spodziewaliśmy się, że tak dużo jest ludzi dobrej woli, którzy mimo pandemii koronawirusa jest chętnych nieść pomoc ludziom potrzebującym. Z całego serca pragniemy podziękować wszystkim ludziom dobrej woli za tak olbrzymi odzew

przekazało Koło Dużych Rodzin.
Teraz Ula i jej dzieci marzą o wynajęciu mieszkania.

FLESZ - 500+ nie pomogło. Dzieci rodzi się coraz mniej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wadowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto