Mrok opanuje Wadowice podczas pandemii. Wyłączą latarnie, oszczędzają

W Wadowicach z powodu pandemii koronawirusa padają kolejne sklepy i punkty usługowe, ludzie tracą pracę. Miasto chce pomagać mieszkańcom, ale samo ma problemy i musi oszczędzać.

- Wadowicka Tarcza Antykryzysowa przeciwko COVID-19, czyli m.in. szereg ulg dla przedsiębiorców, ratowanie basenu oraz WCK, dezynfekcja gminy, zakup laptopów dla uczniów oraz zakup maseczek, rękawiczek, płynów dezynfekcyjnych i innych środków ochrony, a także wiele innych akcji, pochłonęła z budżetu gminy już setki tysięcy złotych. Ta walka cały czas jednak trwa i musimy szukać dodatkowych środków finansowych - przyznaje Bartosza Kaliński, burmistrz Wadowic, który zdecydował o ograniczeniu oświetlenia ulicznego od poniedziałku, 27 kwietnia.

Według urzędników ma to dać ok. 25 tys. zł oszczędności miesięcznie.
- Te pieniądze w całości przeznaczymy na dalszą walkę z koronawirusem – zapewnia burmistrz Wadowic.

Jednak mieszkańcy nie chcą żyć w ciemnościach a te dotkną, po raz pierwszy od nocy z poniedziałku na wtorek, m.in. mieszkańców osiedli. Od północy do czwartej rano mieszkańcy sporej części Wadowic będą zdani już tylko na światło własnych latarek albo reflektorów w samochodzie. Jeśli będą w tych godzinach musieli wyjść z domu lub do niego powrócić mogą mieć problem.

Wracam ze swojej zmiany już po północy. Jak tylko burmistrz poinformował o wyłączaniu latarni pobiegłam na stację benzynową po dwie latarki i zapas baterii do nich. Sporą część drogi z pracy do domu drogi pokonuję dziurawymi chodnikami. Nie mam zamiaru złamać sobie nogi

przyznaje Wioletta Polak z Wadowic.

Boją się, że będzie więcej napadów i włamań

Wielu mieszkańców obawia się też wzrostu przestępczości i napadów.
- Przechodzień w nocy sam, na pustej a teraz jeszcze nieoświetlonej ulicy to łatwy cel dla rabusiów. Włamań do garażów i aut, zaparkowanych w takiej ciemnicy, też będzie więcej - twierdzą.

Te obawy starają się tonować urzędnicy z magistratu:

Dla zwiększenia bezpieczeństwa policja będzie prowadziła patrole z większą, niż do tej pory częstotliwością

zapewnia Urząd Miejski w Wadowicach.

To wszystko - patrole, połamane nogi i wzrost przestępczości może w efekcie kosztować więcej, niż spodziewane oszczędności.

Mieszkańcy mają za złe urzędnikom, że ci, w miejscach gdzie sami pracują, latarni nie wyłączą. Burmistrz Kaliński zdecydował, że oszczędności na świetle nie obejmą kilku punktów w mieście, w tym okolic samego ratusza.
Poza tym oświetlone pozostaną jedynie drogi krajowe nr 52 i 28, zaledwie część ulicy Lwowskiej, a także plac Kościuszki i Park Miejski. Wszystkie pozostałe, czyli aż 150 obwodów energetycznych, będzie po północy odcinana od zasilania.

Inni też gaszą światło

To pierwsza taka decyzja władz samorządowych w powiecie wadowickim, związana bezpośrednio z kryzysem spowodowanym przez pandemię koronawirusa, ale nie pierwsza w Małopolsce. Już dwa tygodnie temu Zarząd Dróg Miasta Krakowa zdecydował o wyłączeniu ulicznych latarni na cztery nocne godziny. Tak samo jest też w Tarnowie.

Tego typu decyzje o nocnym wyłączaniu oświetlenia na ulicach od lat podejmowane były w małych, wiejskich gminach w całej Polsce. Samorządy, które nie dysponowały imponującymi budżetami szukały w ten sposób oszczędności np. latem, podczas wakacji. Niekiedy też światło latarni przyciemniano,z tego samego powodu, trochę przyciemniano.

W Wadowicach kilka lat temu, podczas burzy, doszło do awarii oświetlenia. Latarnie nie świeciły wtedy przez jedną noc.

Koronawirus w Małopolsce [MAPA KORONAWIRUSA]

Kliknij w powiat aby zobaczyć szczegółowe dane