Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Daniele uciekły do Wadowic przed wilkami. Kto zapłaci za ich złapanie?

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Daniel, zdjęcie ilustracyjne
Daniel, zdjęcie ilustracyjne Fot. Mariusz Kapala/Gazeta Lubuska
Sołtyska spod Wadowic hodowała daniele, by przyciągnąć turystów. Atak drapieżnika, możliwe, że wilka, spowodował, że jeden został zagryziony a sześć uciekło. Właścicielka spiera się teraz z Urzędem Miejskim o pokrycie kosztów ich wyłapania. Porozumienia nie ma a oswojone zwierzęta błąkają się po centrum Wadowic. Zimy mogą nie przetrwać.

Rodzina Paździorów z Gorzenia kilka lat temu postanowiła wzbogacić swoje gospodarstwo agroturystyczne o stadko danieli. Wszystkiego dogląda Jadwiga Paździora, sołtyska wsi, bo jej mąż sporo czasu w roku spędza za granicą.

Bliskość lasu i natury stała się jednak najwyraźniej teraz przyczyną kłopotów dla gospodarzy i zagłady danieli.

Nocny atak na zagrodę

Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się pod koniec września, gdy mieszkaniec pobliskiej wsi Ponikiew (także leżącej w gm. Wadowice) odkrył, że owce w zagrodzie pozagryzały mu wilki lub zdziczałe psy.

- Jak o tym usłyszałam, to od razu coś mnie tknęło, że nasze daniele są w niebezpieczeństwie. Na wszelki wypadek wzmocniliśmy zagrodę, w której przebywały

- opowiada Jadwiga Paździora.

Podwójne ogrodzenie uzupełniły między innymi betonowe, zbrojone, słupy. Zwierzęta stale też doglądano. Daniele były bardzo ufne i nie bały się ludzi, w końcu chowały się tu od małego. Na początku ub. tygodnia doszło tu jednak do dramatycznych wydarzeń.

W nocy z wtorku na środę coś je zaatakowało. Rano właściciele znaleźli tylko jedno z siedmiu zwierząt. Leżało tuż przy drucianym ogrodzeniu, z podgryzionym gardłem, nienaturalnie powykręcane. Widać było, że walczyło o życie z drapieżnikiem.

- Moim zdaniem to były wilki. W nocy słyszano co prawda nie wycie, ale takie jakby szczekanie, lecz nie takie, jak to robią to psy

- przekonuje sołtyska.

Los pozostałych danieli jest znany, lecz nie wróciły do gospodarzy. Wszystko wskazuje na to, że drapieżnik, który zaatakował jednego z nich, zrobił na tyle duży wyłom w ogrodzeniu, że spanikowane zwierzęta, ratując się, uciekły stąd na oślep.

Pasą się pod ZUS-em i przy supermarkecie

Zwierzęta dostały się na teren Wadowic. To potwierdzone informacje, bo sporo świadków widziało je w różnych miejscach Wadowic.

- Żona jechała samochodem w piątek, gdy zobaczyła jednego z nich na drodze przy rondzie w Zawadce. Spłoszone samochodami zwierze wskoczyło najpierw komuś do ogródka a potem uciekło dalej – opowiada Mateusz z Wadowic.
- My widzieliśmy dwa przy szkole na osiedlu Pod Skarpą. Nie bały się ludzi, ale jak chcieliśmy je pogłaskać, to uciekły – opowiada Marcin, uczeń wadowickiej podstawówki.

Takich sygnałów jest coraz więcej a daniele najwyraźniej rozproszyły się. Jednego widziano m.in. kilkaset metrów od wadowickiego ratusza, innego przed siedzibą ZUS, w okolicach Alei Matki Bożej Fatimskie, Wojtyłów i Teatralnej.

Co daniele robią na tej betonowej pustyni? Skubią trawkę na psach zieleni przy drogach lub trawnikach. Do czasu aż nie spadnie śnieg o pożywienie nie muszą się martwić, ale wbiegają pod koła aut.

- Nie boją aż tak bardzo się ludzi, były przecież udomowione. W takich skupiskach czują się i tak bezpieczniej niż w lesie, gdzie mogą natknąć się na drapieżniki. Do tej pory obecność ludzi kojarzyła im się z pożywieniem – mówi Krzysztof Bachiński, przyrodnik.

Jak je złapać i gdzie odstawić?

Straż miejska współpracuje ze specjalistyczną firmą, zajmującą się odławianiem zwierząt. Problem w tym, że do środy nie przyniosło to żadnych efektów.

Z relacji właścicielki danieli wynika, że straż miejska ogranicza się jedynie do przeganiania danieli z miejsc publicznych dalej, w kierunku lasu.

Inną wersję wydarzeń przedstawiają urzędnicy z Wadowic.

- Tylko jednego z danieli namierzyliśmy, ale pani sołtys, gdy usłyszała, że musi zapłacić za transport zwierzęcia (koszt kilkuset złotych od sztuki – przyp.red.), to miała powiedzieć strażnikom, że to nie jej daniel. Zadbaliśmy więc o to, żeby nie zagrażał kierowcom i przechodniom

- mówi Bożena Grzybowska, kierownik Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim w Wadowicach.

- Za pieniądze podatnika mamy obowiązek zająć się zwierzyną łowną, ale w tym przypadku te daniele są hodowlane i to na właścicielu spoczywa ten obowiązek - dodaje urzędniczka.

- Jestem zawiedziona brakiem wsparcia ze strony straży miejskiej i Urzędu Miejskiego w Wadowicach. Usłyszałam, że to mój problem a ja przecież sama tych danieli nie złapię – załamuje ręce sołtys Paździora. - Jak wpadną pod samochód i spowodują jakiś wypadek, to może wtedy władze przejrzą na oczy – dodaje.

***

W mieście pojawiły się też głosy, że do danieli lepiej się nie zbliżać, bo mogą być chore. - Ugryzione przez inne zwierzęta, choćby przez bezpańskie psy mogą mieć wściekliznę. Przeraziło mnie, że były blisko szkoły a dzieciaki chciały je pogłaskać – martwi się Alicja Habrzyk mieszkanka Wadowic.

Danuta Gaudyn, powiatowy inspektor weterynaryjny zapewnia jednak, że te obawy są zbyteczne.
- W Wadowicach i okolicy nie ma obecnie żadnego zagrożenia wścieklizną, więc się nie zarażą - uspokaja.

Według statystyk, w tym roku już 38 zwierząt hodowlanych uciekło gospodarzom z terenu gminy Wadowice. Tylko nieliczne wróciły do właścicieli.

FLESZ - Pierwszy Polak połknął elektroniczną pigułkę, chodzi o zdrowie i życie sportowców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Daniele uciekły do Wadowic przed wilkami. Kto zapłaci za ich złapanie? - Gazeta Krakowska

Wróć na wadowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto