Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

100 tysięcy złotych do zdrowia

Redakcja
Paulina chce wrócić do normalnego życia i potrzebuje pomocy Czytelników, aby uzbierać na operację - przeszczep komórek macierzystych - w dalekim Bangkoku w Better Being Hospital.
Paulina chce wrócić do normalnego życia i potrzebuje pomocy Czytelników, aby uzbierać na operację - przeszczep komórek macierzystych - w dalekim Bangkoku w Better Being Hospital. Archiwum rodziny
Paulina Tomska ze Spytkowic w powiecie wadowickim potrzebuje góry pieniędzy, by samolotem polecieć po nowe życie do Bangkoku.Tam lekarze zrobią jej przeszczep komórek macierzystych. Bez pomocy nie będzie jej stać na taką wyprawę. Z mężem utrzymują się tylko z jednej renty. Wybrali Tajlandię, bo to najtańsze rozwiązanie.

Na jej życiu zaważyła błędna diagnoza lekarska. 29-letnia Paulina Tomska ze Spytkowic zmaga się więc z groźną chorobą. Przez nią niedowidzi i porusza się na wózku inwalidzkim. Marzy, by żyć bez bólu, pracować i mieć dzieci.
- Komuś, kto przeczyta te słowa, wydadzą się one banalne, ale ja pamiętam czasy sprzed choroby: jakie świat miał kolory, jak smakowało życie i mogę porównać je z tym, co dzieje się ze mną teraz. Dlatego proszę, pomóżcie mi - mówi dziewczyna.
Po prostu życie
Paulina przed 10 laty ukończyła liceum o profilu ekonomiczno-administracyjnym im. ks. prof. Józefa Tischnera w Wadowicach. Po maturze rozpoczęła pracę w Ośrodku Zdrowia w Spytkowicach, a następnie w prywatnej firmie w Skawinie. Była szczęśliwą młodą dziewczyną, która uwielbiała czytać książki i gotować. Nic nie zapowiadało nieszczęścia, jakie miało ją spotkać.
Pierwsze objawy choroby pojawiły się przed siedmioma laty, niedługo po ślubie z Marcinem.
-Najpierw były mroczki w oku, potem niedowład nogi - opowiada kobieta.
Lekarz rodzinny natychmiast odesłał ją do specjalisty w Krakowie. Tam w jednym ze szpitali zdiagnozowano u niej stwardnienie rozsiane. Jak mówi, "świat jej się zawalił". Bała się, bo wiedziała, że choroba ta jest nieuleczalna i prowadzi do kalectwa. Bała się też, że straci swojego ukochanego. Na dodatek szefowa wadowickiego przedsiębiorstwa, w którym wówczas pracowała, na wieść o chorobie, po trzech miesiącach rehabilitacji - zwolniła ją z pracy.
Nowa diagnoza
Leczenie nie przynosiło poprawy. Wręcz przeciwnie. Po zastosowaniu jednego z leków stan Pauliny diametralnie pogorszył się: przestała samodzielnie chodzić i zaczęła tracić wzrok. Wówczas postanowiła zmienić lekarza. Poszła do Szpitala im. Rydygiera w Krakowie. - Po pięciu latach postępującej choroby nowy lekarz powiedział, że nie choruję na stwardnienie, tylko na zespół Devica - wspomina Paulina. To była trafna diagnoza.
Gdy dowiedziała się, jak rzadka jest to choroba, znów była załamana, ale w końcu ponownie podjęła walkę o życie. Uwierzyła, że współczesna medycyna może chorobę nie tylko powstrzymać, ale może nawet w jakimś stopniu ją wyleczyć.
Szpital na krańcu świata
Wraz z nadzieją pojawiła się inna przeszkoda. Okazało się, że szpital, który może podjąć się leczenia i daje nadzieję - jest aż w Bangkoku, stolicy Tajlandii.
- Dla osoby jeżdżącej na wózku inwalidzkim i oglądającej świat dotykiem dłoni, to był szok. Bo Azja to dla mnie jak inna galaktyka - mówi Paulina.
Znów wpadła w psychiczny dołek, ale na szczęście z pomocą ruszyli ludzie dobrej woli. To grupa wolontariuszy "Wygrajmy Razem" z Łączan, która stoczyła niejedną już potyczkę o zdrowie, a nierzadko życie pacjentów oczekujących na przeszczepy szpiku, komórek macierzystych czy potrzebujących różnych innych form wsparcia.
- Pomagaliśmy wielu dzieciom, pomożemy i Paulinie - mówi Małgorzata Grela z Fundacji Medicover, współpracującej z grupą. - O tym Bangkoku to powiedział nam pan z Bielska-Białej, który z powodzeniem leczy tam swojego ojca. Uznaliśmy, że warto spróbować - dodaje.
Trzeba dużo pieniędzy
Paulina została zakwalifikowana do przeszczepu w prywatnej klinice w Bangkoku, specjalizującej się w tego rodzaju operacjach i mającej niezbędne akredytacje medyczne.
- Tajlandia wybrana została także dlatego, że w Europie taki zabieg może kosztować nawet milion złotych, a w Bangkoku sto tysięcy złotych i to z kilkunastodniowym pobytem w szpitalu - wyjaśnia Małgorzata Grela.
Wolontariusze z Łączan, koła gospodyń, a nawet więźniowie z zakładu karnego w Wadowicach organizują aukcje, koncerty, zbiórki i rajdy dla Pauliny. Ciągle jednak brakuje blisko połowy potrzebnej kwoty.
Paulina ma wiele marzeń oprócz tych najważniejszych wymienionych wcześniej. Chciałaby: podróżować, poznawać nowych ludzi, wrócić do swojej pasji czytania książek. Można jej w tym pomóc, uczestnicząc w lokalnych zbiórkach.

Tak możesz pomóc:
Zbiórka pieniędzy odbywa się także poprzez Caritas Archidiecezji Krakowskiej, ul. Ossowskiego 5,
30-656 Kraków; nr konta: 58 8589 0006 0000 0011 1197 0001 z dopiskiem - leczenie Pauliny Tomskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wadowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto